wtorek, 27 września 2016

"Kochanie przecież wiesz że mam nie ładną szyję."

Kolejny piękny dzień, który  minął dość szybko.

Wstałam rano, przekopana w nocy przez nienarodzoną (cały czas się zastanawiam czy to aby córunia, czy jednak Lewandowski w wersji mini). Klasyczny poranek kawka, śniadanie dla mnie dla niego, parę telefonów, Facebook (no baa!).

Decyzja zapadła, wychodzę odwiedzić stare śmieci, czyt. miejsce pracy. No i dylemat, w co się ubrać. Przestałam się łudzić odnośnie tego że wejdę w swoje ciuchy, więc wszystkie gdzie na metce widnieje rozmiar 36-38 wyeliminowałam na dolną półkę szafy, co by sama się nie wkurwiać z rana. Jak wiemy w ciąży nastrój te sprawy dość istotne.
Poszłabym w dresach, ale co by wyglądać jak kobieta, w ciąży co prawda, przypominająca orkę, ale jednak kobieta a nie worek kartofli postawiłam na klasykę czarna sukienka, kryjące rajty (o hello sexy!) i sztyblety. Ha! No i Bóg mnie kurwa pokarał... Oj pokarał srogo. Sztyblety mimo że całe skórzane i tylko na koturnie nie na szpilce, to dały się we znaki. Ból stóp nie odpuszcza mnie do tej pory, autem niemalże wjechałam w sąsiada, co by być jak najbliżej klatki i  poczynić jak najmniej kroków na ostatniej prostej. I tak moje rusałkowanie: "Ooo tak! Idzie ona, patrzcie na nią jaka sarenka, z brzuchem, który uniemożliwia jej oglądanie swojej waginy ale proszę Państwa! Jak ona się porusza w tych sztybletach, nie straszne jej opuchnięte kostki, odciski na palcach, ba, nawet 10kg na plusie nie robi różnicy." No i kurwa skończyło się rusałkowanie, mało co z płaczem nie weszłam do domu. Obolałe stopy, odciski na palcu. No głupia baba. Głupia i w ciąży.

No ale pomijając małą wpadkę z obuwiem, ha, to nie koniec. Odwiedziłam swoja pracę, posiedziałam, pomachałam nóżkami, pochwaliłam się butkami, baa, usłyszałam nawet "Kochana te buty nie za wysokie dla Ciebie w tym stanie?" -No co Ty, zajebiste co?  (Głupia suka - sobie pomyślałam, Pomyślałam to czy powiedziałam? Uhh, pomyslałam tylko) I uwaga. Pomknęłam do galerii. Raz że potrzeba posiadania nowych perfum stała się moją obsesją, dwa, dzień chłopaka. Mimo że mojemu do chłopaka było bliżej w 95 roku, to jednak, prezent musi być.

I tak się błąkałam, każdy krok był dla mnie udręką, kurwa, każdy pierdolony krok bolał mnie niemiłosiernie. Ale myślę, nie poddam się, co ja? Nigdy w życiu! I tak z H&M'u do Reserved, to do Wittchen, to spowrotem do H&M, Nike, Adidas i cała masa innych chińskich sklepików z pięknymi manekinami i bilbordami: Be yourself! Challange yourself! Ja pierdole poczułam się jak w serialu coachingowy, możesz wszystko tylko uwierz, ferrari już na Ciebie czeka. Przeczytaj nasze motto! Chcesz mieć naszą bluzę, to nic że wyprodukowaliśmy ją z 5$ sprzedamy Ci za 350zł! Cieszysz się? No to morda w kubeł, bierz, ciesz się że ją masz i nie waż się reklamować! Z pokorą masz ją nosić!Be yourself KURWA!

Zrezygnowana, postawiłam na klasykę. Myślę no nie ma opcji. Będzie mu się podobać, lubi sweterki, kolor fajny inny niz szary i granatowych których pełna szafa, w serek. Rozmiar XXL jest, pani pyta zapakować na prezent. BINGO kurwa! 1:0 dla mnie sztyblety!

No i wracam do domu, klnąc w niebogłosy, słowa same wypływały z moich usta, struny głosowe samoistnie wchodziły w drgania i tak kurwa za kurwą, kurwę poganiałam. Jestem. Dom. Mój Boże w końcu.

Daje prezent, podekscytowany oh i ahy i nie trzeba było itd.

- W serek? Kochanie przecież wiesz że mam nie ładna szyję.

Bang! Bang!

P.S. Dzięki Bogu mam 30 dni na zwrot  lub wymianę. Pamiętajcie kochane. Dzień chłopaka 30 września :)


piątek, 23 września 2016

#czarnyprotest

Jestem przerażona.

Jestem przerażona tym co się dzieję z naszym krajem. Szczerze przestała zaskakiwać mnie ludzka naiwność, którą możemy dostrzec w aferze Amber Gold, gdzie naiwność zwyciężyła ze zdrowym rozsądkiem, lokata w złoto... Szybka droga do sukcesu. Nierealnie oprocentowane lokaty, inwestycja w złoto i inne kruszce. Przyjdź oddaj nam swoje oszczędności, my się nimi zaopiekujemy.  852 mln.... Osiemset pięćdziesiąt dwa MILIONY zdeponowanej gotówki. Brawo wy.

Metoda na wnuczka. Starsi ludzie łatwo mogą paść ofiarą jakiegoś oszustwa, ale moi drodzy, wybaczcie babcia mojego partnera notabene 83 lata, gdy z nią o tym rozmawialiśmy złapała się za głowę. Żeby komuś dać pieniądze, bo niby wnuk go przysłał, bo on miał wypadek. Najpierw dzwoniła by do niego, jeśli by nie odbierał to do mnie, a nie w ciemno: masz, bierz Pan. Niestety głupota.

Posyłanie dzieci sześcioletnich do szkoły. Sama byłam w tzw. zerówce w przedszkolu. Do szkoły poszłam od I klasy. I wiecie co? Nie czuję się z tego powodu skrzywdzona, że może moi rodzice wątpili w mój dar, bądź moją inteligencję, bądź cokolwiek kurwa innego. Z jakiej racji, ktoś ma mi kazać sześciolatka posłać do szkoły? To moje dziecko i to ja podejmuje decyzje.

Kolejne rewelacja. Pomysł zakazu handlu w niedzieli. No przecież nic tylko się śmiać. Pozostawię to bez komentarza. Jedno słowo. DEMOKRACJA.

Naćpani frustraci zdolni zabić za kradzież torebki, mimo że tak naprawdę może być w niej 50 zł.

Kurwa mać, ale bezwzględny zakaz aborcji. Zakaz badań prenatalnych? Więzienie za przerwanie ciąży? Przesłuchania w sytuacji poronienia? Rodzenie dziecka z deformacjami, wadami rozwojowymi, ależ oczywiście niemalże tak samo naturalne jak rodzenie dzieci pochodzących z gwałtów na kobietach. Nie zważania na życie i zdrowie matki. CHRONIĆ PŁÓD! CHRONIĆ PŁÓD!
JAROSŁAW POLSKĘ ZBAW!

Jestem przerażona, zamiast iść z duchem czasu, rozwijać państwo, wspierać społeczeństwo, rozbudowywać gospodarkę, to my cofamy się do średniowiecza. Gdzie kobiety rodziły pod drzewami, nikt nie notował ani nie badał śmiertelności ani ich samych, ani dzieci.
Właściwie zamiast aborcji, zawsze możemy jak w Sparcie, dzieci nie nadające się do armii zrzucać ze skarpy. Najlepiej jak będą wykonywać to ludzie z rządu.

Strach zachodzić w ciąże. Strach przed tym co się dzieje.Strach przed utratą kontroli. Państwo staje się naszym największym wrogiem. Walczmy o nas, o kobiety, o nasze dzieci narodzone, w drodze, nienarodzone, przyszłe, teraźniejsza, o prawo wyboru, prawo podejmowania decyzji. Dla nas, dla naszych córek, dla sióstr.

#czarnyprotest


środa, 21 września 2016

Badania prenatalne. Robić? Czy nie robić?

 Żyjąc w XXI wieku nie wyobrażam sobie powierzyć swoje szczęście, mojej rodziny i przyszłego potomka losowi. Medycyna, możliwości wykrywania wszelkich wad genetycznych, rozwojowych płodu, badania prenatalne, ultrasonograficzne, badania krwi, itp itd. Za czasów kiedy my się rodziliśmy (25+ lat temu) matka dowiadywała się w dniu porodu czy to syn czy córka. Nie mówiąc o jakichkolwiek powikłaniach, chorobach.  I nie było zmiłuj, przyjmowało się na klatę co Bóg dał (dla mnie los, bo z wiarą u mnie na bakier, ale podziwiam wierzących, praktykujących, itd).

Z uwagi na mój stan, chętnie dzielę się z innymi przyszłymi mamami swoimi wątpliwościami, doświadczeniami. Polubiłam społeczność na Facebook'u - Ciąża pytania i odpowiedzi, więc z automatu wyskakują mi na tablicy, posty zamieszczane w tej grupie. Kocham XXI wiek :D



I tak nasunął mi się temat na posta, badania prenatalne. Ostatnio wyskoczył mi post na tablicy. Puenta była że dziewczyna miała wątpliwości czy robić badania prenatalne (o zgrozo!). I mój niewielki móżdżek zaczął pracować na najwyższych obrotach. Jak w XXI wieku, w dobie tylu możliwości, rozwiązań można mieć wątpliwości czy w ogóle robić badania prenatalne. Nie neguje podjętych decyzji gdy okazuje się że wyniki nie do końca są takie jakbyśmy chcieli, ale świadome decydowanie się na niewiedzę jest naganne. Żyjemy w czasach kiedy my kobiety mamy takie same prawa jak mężczyźni, możemy pracować, głosować, odnosić sukcesy na tle zawodowym, zakładać własne firmy, rozwijać się, podejmować decyzję czy dojrzałyśmy do roli matki, rozwodzić się, jeśli nie ma już innych możliwości, walczyć o swoje, dlaczego więc miałybyśmy przy świadomości wszystkiego do czego mamy prawo nie robić badań prenatalnych?

Moja ciąża była całkowicie przemyślana, więc gdy tylko odstawiłam tabletki antykoncepcyjne, zadbałam o dietę, brałam kwas foliowy, od samego początku dbałam o skórę żeby konsekwencje rozciągnięcia mojej skóry do powierzchni namiotu były jak najmniejsze (jak wiemy czas pokaże, nawilżanie jedno, geny drugie.) To był pierwszy krok. Zadbać o siebie.

Drugim były badania. Cały czas trenowałam, nigdy nie należałam do osób lekceważących zdrowie, bo wychodzę z założenia że zdrowie mamy tylko jedno, ale musiałam zrobić badania krwi. W moim przypadku nie była to tylko morfologia. Zrobiłam dodatkowo toxoplasmoze (całe życie miałam koty, a wiedziałam że można ją mieć przez kontakt z kocimi odchodami - a tak, sprzątałam kuwety), HIV, zapalenie wątroby typu B typu C. I tak jak teraz wiemy że wirusem HIV nie zarazimy się przez to że ktoś na nas kichnie, tak zapalenie wątroby typu B, C można złapać naprawdę szybko i łatwo. Moją przesłanką do tego by zrobić to badanie było że w wieku 17 lat robiłam tatuaż oraz niezliczone wizyty u dentystów usuwanie zębów, leczenia kanałowe, sztyfty itp, itd. Ponieważ bardzo długo brałam tabletki antykoncepcyjne to zrobiłam wszystko żeńskie hormony. estradiol, progesteron, prolaktyna, LH, FSH, TSH, cholesterol, glukozę. No naprawdę było tego sporo. Wyniki? Idealne. Żadnej anomalii. HIV, WZW B, WZW C, toxoplasmoza nie ma.




Rewelacja. Byłam zachwycona. Wiedziałam że dieta, treningi, naprawdę nie idzie to na marne, miałam czarno na białym że jestem jak to się mawia zdrów jak ryba. Wiedziałam że mój organizm jest gotowy do noszenia w sobie dziecka. Tak nawiasem mówiąc już wtedy byłam w ciąży, lecz zbyt wczesnej żeby wyszło mi cokolwiek z testu ciążowego.

Potem jak każda podobna ciężarna historia. Test II kreski, pierwsza wizyta u lekarza, pierwsze bicie serduszka, podejmowanie decyzji czy wizyty prywatnie czy na kasę chorych. W końcu nastał czas pierwszych badań genetycznych. I tutaj pojawił się delikatny niepokój. A co będzie jeśli...
Ale nie było o czym mówić, badania muszą być, jak się okażę że nie jest dobrze będziemy wtedy się zastanawiać co dalej.

Ja poddałam się badaniom dwuetapowo w 11 tygodniu ciąży (z reguły pierwsze badania wykonuje 12,13 tydzień, ja się trochę wychyliłam przed szereg, ale ze względu na dość szczupła budowę wszystko było widoczne). Ultrasonograficznie oraz z krwi. Cała zabawa, była wykonywana prywatnie. Koszt 400 zł. Pani doktor, ciepła, całkowicie zaangażowana i oddana w pracę którą wykonuję.
Zalety badań? Na tamtym etapie rozwoju  maluszka wiedziałam że rozwija się prawidłowo, żadne obciążenia genetyczne nie wyszyły mi z krwi. Plusy? Spokój ducha oraz super zdjęcia 3D którę z czasem wylądują w albumie. Na tamten moment, dzieciątko przypominało mi bardziej aliena. I to dosłownie tego z filmu m.in. Alien Vs. Predator. Taka mała paskuda. Ale było wszystko dobrze.

Opis wyniku biochemicznego (czyli tego z krwi, inaczej TEST PAPPA) + ultrasonograficzne.



Długopisem zakryłam na jednym zdjęciu imię i nazwisko pani doktor, a na drugim swoje, hehehe :)

Następnie drugie badanie prenatalne w II trymestrze. Bez badania krwi, tylko USG. No i na tych badaniach miód na moje uszy, maleństwo wypisz,wymaluj :) Serduszko z wszystkim komorami, płuca prawidłowo rozwinięte, jelita, mózg na opisie jest pełny wachlarz wypisany tego co mnie pani doktor pokazywała na USG. Koszt 250 zł wykonane w 21 tygodniu. Ostatnie trzecie w 31,32 tygodniu ciąży.



Uważam że badania prenatalne są dowodem dojrzałości do bycia rodzicami, odpowiedzialną matką, świadomym ojcem.

wtorek, 20 września 2016

Jesień, więc szczawiowa.

 Uwielbiam chodzić po ryneczku. Sprawia mi to przyjemność. Dzisiaj wyruszając na zakupy, jak myśliwy na polowanie, haha, moment sprostujmy. Wyruszając na zakupy, mam na myśli wpakować dupsko do samochodu, co by się za bardzo nie przemęczyć spacerem farmera wracając do domu, obładowana jak wielbłąd na Dalekim Wschodzie zadałam sobie pytanie: Czym pachnie jesień? Na pewno grzybami, gruszka,winem, cytryną. Mnie pachnie jeszcze szczawiem i spirytusem. Spirytus ze względu na nalewki wszelkiego rodzaju, których nie uraczę do dwa tysiące kiedykolwiek, niestety. Poza tym wilgocią, tą wszechobecną wilgocią, unoszącą się przez opadłe liście. Ogólnie jak nie pada, to kurwa jesień jest zajebista. Pot po dupie się nie leje,nie ma stresu że tu za dużo tam za mało, bo można wszystko zakryć grubym swetrem albo dresami :)

Także post inny niż do tej pory kulinarny.

Szczawiowa.

- pęczek szczawiu
- włoszczyzna
- wywar warzywny (na kostkach bo nie jestem aż taką Magda Gessler)
- liść laurowy, sól, pieprz, ziele angielskie
- śmietana 18%
- przecier szczawiowy (ja lubię kwaśno :) )
- no i JAJKO

W garnku gotuje bulion warzywny, klasycznie: marchewka, pietruszka, por, seler, liść laurowy, pieprz, kostka rosołowa, ziele angielskie. Ja nie kroje w kostkę warzyw, ani nie ścieram na tarce, to już kwestia indywidualna, ja preferuje klarowną zupę z jajkiem. Na patelni roztapiam niewielki kawałek masła, wrzucam posiekany świeży szczaw dodaje soli i pieprzu. Jak już z pięknej zieleni kolor na patelni zmienia się w zgniłą oliwkową papkę dodaje przecier szczawiowy. Przecedzam przez sitko żeby pozbyć się włókien i wszelkich innych nieporządnych elementów w zupie. Dodaję śmietany, gotuję jajka i gotowe. 40 minut, zupka jak znalazł na chłodne jesienne wieczory :)





Bez katastrofy by się nie obeszło... Także tak:

Zatkałam zlew, brak kreta na stanie,drut w odpływ i jazda :)

poniedziałek, 19 września 2016

Idealnie nie idealni.



Czasami mam ochotę go zabić. Utopiłabym go w łyżce zupy (wierzcie mi i vice versa na pewno bo niezłe ze mnie ziółko, ale dobrze się kamufluje), albo zrzuciła z balkonu ale po chwili, niekiedy dłuższej, zastanawiam się: - I co byś robiła dalej? No cóż na rynku atrakcyjności singli spadłam. 
Oj, spadłam na łeb na szyję, haha no tak... Bo teraz będzie mnie dwie. Mój Boże to przerażające.
Mam przewagę. Ale bez niego ? Nudziłoby mi się. 
W okresie ciąży mniej się chyba rozumiemy,odnoszę takie wrażenie, on nie zdaje sobie sprawy co się ze mną dzieję. U niego za wiele się nie zmienia dopóki nie słychać krzyku małego dziecka i histerii matki (czyt. mnie) bo nie wiem co mam robić z noworodkiem. A ja? Mogę zacząć wyliczankę.
Nie śpię, jest to dokuczliwe w szczególności że to dopiero 23 tydzień więc jeszcze 17 przed nami. Ciężko znaleźć mi dogodną pozycję do spania, leżenie na brzuchu, moja ukochana pozycja odpada. Teraz tylko boki, a na boku, a to ręka drętwieje, to z nogą nie wiadomo co zrobić, to brzuch przeszkadza, to nogę trzeba ugiąć, to stopę wysunąć bo za gorąco.Ha! Zapomniałabym. Częstomocz. Jakieś 5 razy w ciągu nocy. Ja pierdole. Ponieważ mój brzuch od 20 tygodnia wystrzelił jak z procy nie przywykłam jeszcze do jego posiadania. I tu kolejny problem.... Schylanie się, nie jest to tak nie znaczące jak do tej pory. Gotowanie? O Jezus, moja ulubiona funkcja w domu. Uwielbiam! 
A teraz aby doprowadzić (doprowadzić to słowo automatycznie nasuwa drugi nieodłączny element: do orgazmu, doprowadzić do orgazmu, ale nie o tym ten akapit) obiad od początku do końca muszę siadać! Jak stara babcia. Nie jestem w stanie stać gotując. Szukam zamienników, obieram warzywa na siedząco, kroje, a wcześniej zawsze tylko stałam bo było mi najwygodniej. 
Sprzątać muszę na raty. Nie przelecę chaty na tzw. jednej szmacie od początku do końca. Wchodzenie po schodach. Dramat. W sobotę byliśmy w galerii. Mój luby poszukiwał butów. 
Wstyd było mi się przyznać bo jakby nie patrząc jestem kobietą, może teraz z dodatkowym bagażem z przodu ciała, ale dalej kobietą do cholery! Lawirowanie między półkami normalnie mnie męczyło, już wiem dlaczego Ci mężczyźni siedzą w różnych zakamarkach sklepów, solidaryzowałam się tym razem z nimi. A misje BUTY i tak zakończyła się niepowodzeniem.
 Higiena osobista. O to kolejny punkt na fantastycznej liście. Tak. Doszłam do tego etapu, że muszę wyciągnąć szyje aby JĄ zobaczyć, albo chociaż zweryfikować jak się ogoliłam, czy bliżej mi do bikini brazylijskiego czy wybiegu dla owiec (owiec już po strzyżeniu). Cellulit i rozstępy.
Wielkie dzięki dla pogody, doczekałam się że jest zimno i mogę chodzić w dresach, żeby nikogo nie gorszyć stanem moich ud, albo bardziej udźców w szortach. Cellulit - cały czas mi się wydaje że po porodzie wchłonie, jak woda w gąbkę. Na razie proszę mnie z błędu nie wyprowadzać jeśli tak nie jest, ale rozstępy! ROZSTĘPY! Boje się ich jak ognia, bo z nimi już nic nie zrobię. Więc co robię? Smaruje się, cały czas. O dzięki Ci składamy o Wielkim Palmersie za stworzenie masła z pompka na rozstępy dla kobiet w ciąży. Zapach tego specyfiku, cóż, pozostawia wiele do życzenia, jak dla kobiet w ciąży zbyt intensywny i mdły. I nie dość ze sama ze sobą walczę i z Palmersem to co słyszę od mojego kochającego partnera? -Ooo, znowu ten balsam antykoncepcyjny.
 Że aż mam ochotę napompować mu Palmersa do buzi. MASZ I ŻYJ Z TYM!
 Wahania nastroju. Powie mi coś krzywego, a ja od razu zalewam się łzami. Co się ze mną dzieję. Ciężko podejmuje mi się decyzję, w szczególności, gdy chodzi  o jedzenie. O tak. Teraz nigdy nie wiem na co mam ochotę, ale muszę mieć pełna lodówkę owoców inaczej wpadam w panikę. Seks. Zupełnie coś innego  niż do tej pory. Bielizna, drażni mnie praktycznie wszystko co nosiłam w ciąży. Stringi? Bleeh.... Koronki... Bleeeh.... Tyle rzeczy się zmienia. Do tego nie dopinam żadnych spodni.  Kochałam legginsy, stanowiły 80% mojej garderoby, teraz jestem już tak szeroka w biodrach że niekiedy boje się że utknę w framudze. I do tego ten wewnętrzny niepokój.
Każde zakłucie w brzuchu, każde swędzenie stopy (czy to już choleostaza czy jeszcze nie?), wszystkie bliżej niewytłumaczalne wycieki z waginy (czy tracę wody płodowe?) potęgują ten niepokój.

 A na koniec gdy ja się uzewnętrzniam usłyszę "Marta, jesteś w ciąży".
Zamiast trochę pogłaskać, trochę zrozumieć "Kochanie jesteś piękna", to tylko ciąża, ciąża, ciążą a no i drugie ulubione słowo mojego lubego H.O.R.M.O.N.Y.   WIEM! Cholera jasna,ważę 70kg, nie widzę własnej waginy nie da się zapomnieć o tym że jestem w ciąży! Nie mogę napić się wina, iść poprzerzucać żelastwa na siłowni, zapalić papierosa! WIEM, WIEM, WIEM że jestem w ciąży!
A meritum jest takie że przed nami jeszcze 17 tygodni.

Rozpoczynamy kolejny piękny tydzień. 12:41 dla większości połowa dniówki w pracy, dla mnie dzień dobry. Dobrze że chociaż mam mojego wiernego kompana, który nie opuszcza mnie nawet na kork :)
P.S. Zacytowałabym WINTER IS COMING z Gry o Tron. Ale może zostaniemy przy jesień.
 Jesień moi mili :)





czwartek, 15 września 2016

Ludzie to idioci ...

Kolejny piękny dzień, ze względu na to że jestem na już na zwolnieniu zapomniałam jak to jest się gdzieś spieszyć. Dzisiaj nastał taki poranek że musiałam być gdzieś na 10 rano.

Więc wstaje jak co rano, tyle że nieco wcześniej. Myję się, ubieram, piję kawę widzę i myślę
-O! Miód się skończył, ze względu na to że jestem przyszłą mamą, ze względu na dobro swoje, mojego partnera (który swoją drogą nieźle mnie wczoraj zagotował i dzisiaj rano byłam bliższa do dodania mu cyjanku do  kawy, nie miodu) dziecka i mojej figury ble, ble, ble.... Zrezygnowałam z cukru, na rzecz osładzania sobie (ewentualnie) życia miodem. Organizuje torebkę, czy niczego nie zapomniałam, decyduje się w których butach wyjść. Ok. Jestem gotowa. Wychodzę. Pierwsze piętro. Wróć. Kluczyki od auta. Już jestem lekko poirytowana (23 tydz. ciąży do tej pory wrzuciłam już 6kg uwierzcie da się to odczuć w szczególności pląsając po tych cholernych schodach). Szybka segregacja myśli. Tym razem już wszystko mam. Wsiadam do auta, jadę. Na początek na tzw. ryneczek po miód, wiem że będę wolna dopiero po 17, ryneczek już nie będzie hulał o tej porze, nie będzie miodu, nie będzie kawy, wszyscy umrzemy! Podjeżdżam, wysiadam, dreptam. Buty... Ja pierdole. New Balance, elegancko, lans jest, markowe... Kurwa.  Po przejściu dziesięciu kroków czuję jak rośnie mi odcisk na pięcie. Do dupy z takimi butami, w aucie rozwiązałam sznurówki coby trochę poluzować.
9:35 jadę. Trochę zaczynam być spięta, czy się nie spóźnię. No i zaczyna się. Pokaz wynaturzeń na drodze. Mój Boże kiedy wprowadzą testy na inteligencje przed egzaminem na prawo jazdy. Droga dwupasmowa, a ewenement środkiem. No to ja delikatnie klakson i maham żeby zjechał na dany pas ruchu bo chce wyprzedzić (widzę ze patrzy się baran w lusterko) a on zajmuje całą szerokość ulicy. Nic dopiero sygnalizacja świetlna zmusiła go do zajęcia prawego pasa, iż, gdyż lewy tylko do lewoskrętu. Oddycham. Jestem spokojna, w końcu ciężarna, spokój i opanowanie jest teraz bezcenne, co by maleństwo nie było małym frustratem. Z natury jestem cholernie cierpliwa, spokojna, nauczyła mnie tego praca,  ale na ulicy (w sensie poruszając się samochodem) budzi się we mnie zwierz. Nie musiałam długo czekać na kolejnego geniusza za kółkiem. 45km/h, kurwa mać, ja rozumiem, teren zabudowany, jazda ekonomiczna, niskie spalanie, bezpieczeństwo ale do huja, jak chcesz poruszać się samochodem 45 km/h LEWYM PASEM RUCHU! KURWA! Lewym! To odkop z piwnicy rower, a nie wkurwiaj innych kierowców albo zamień poruszanie się samochodem na rzecz komunikacji miejskiej, sądzę że czas w dotarciu z punktu A do punktu B zajmie mniej więcej tyle samo. A właściwie... Nawiązując do lewego pasa. Czy ludzie naprawdę nie wiedzą że lewy pas służy do wyprzedania? Regularnie jeździmy prawym. Oczywiście chyba że szykujemy się do lewoskrętu, ale poruszając się VW Golfem czy innym Passatem nie potrzebujemy 1,5km drogi prostej aby przyszykować się do skrętu w lewo, jakbyśmy co najmniej posiadali TIRA z dwoma przyczepami. Naprawdę da się jechać prawym pasem, po czym włączyć kierunkowskaz i podłączyć się do ruchu na lewym pasie i skręcić. Czasami mam wrażenie że takich uczestników drogi jest co raz mniej, niedługo będzie jak w filmie "Jestem legendą" Will Smith jeden i banda tych rozwydrzonych paskudnych stworzeń.Tyle że w naszej rzeczywistości Willem Smithem będzie ten normalny, przyzwoity kierowca VS. cała bandów idiotów.
Dotarłam. Dychnęłam. Olałam. Jeszcze tylko powrót do domu.

Dzień dobry  i miłego dnia.

piątek, 9 września 2016

"Dziewczyny przestańcie być dla siebie takimi pizdami!"

Zakochałam się w tym poście. Wypisz, wymaluj nasza rzeczywistość. Na ten moment: 17:17 wyświetleń posta 76495 razy.

http://krytykakulinarna.com/dziewczyny-przestancie-byc-dla-siebie-takimi-pizdami/

Tyle osób wyświetliło posta, moim zdaniem jest na tyle interesujący że każdy kto zaczął go czytać przeczytał do końca. I jak zwykle refleksje... Mój Boże naprawdę jesteśmy takimi pizdami? No jesteśmy... Trochę przez zazdrość, trochę przez zawiść, trochę przez niską samoocenę, frustrację, niezadowolenie z własnego życia. 


"Zobaczysz", "Teraz jeszcze się stara", "Czas pokaże" "Wszystko się zmieni jak zajdziesz w ciążę" "Dziecko zmienia wszystko" "Potem już się tak nie chcę" "Bliżej mi do trupa, niż divy" i tak w pizdu do zajebania. A ja? A ja się nie dam. Uważam że wszystko da się pogodzić, że zakładanie rodziny to nie dożywotnia deklaracja rezygnacji z siebie. Można wszystko poukładać, pójść na kompromis. Pracować, mieć czyste mieszkanie, ugotowany obiad i znaleźć czas na trening. Ale i tak znajdziesz te w pizdu uprzejme, które zawsze się czegoś doszukają, zawsze coś znajdą. 

Dziewczyny powinnyśmy stać za sobą murem, nie musimy się lubić, nie musimy rozumieć naszych wyborów, decyzji, ale szanujmy się, starajmy się postawić na czyimś miejscu przed wydaniem wyroku. 

Polecam przeczytanie posta ze stront krytykakulinarna.com

P.S. Rośnie mały sportowiec, nasza mała królewna, po zdjęciach bliżej jej do człowieka gumy niż królewny :)




poniedziałek, 5 września 2016

Czy jest dobry moment na ciążę?

Poniedziałek. Leniwy, deszczowy. U mnie poniedziałki stały leniwe, od kiedy jestem na zwolnieniu tak to się zastanawiałam jak to jest w poniedziałek spać do 10. Teraz wiem, fajnie :) Ale wróćmy do meritum, obudziłam się, włączyłam telewizor leci Dzień dobry TVN, oglądam no i temat w sumie na czasie: Polki coraz później decydują się na dziecko.  Czy jest dobry moment na ciąże?

Jest dobry moment na ciążę, czy nie? Mam nadzieję że ten post nie będzie chaotyczny, ale wnioski aż mi się kotłują w głowie. Jak można ocenić, jaka jest miarodajność stwierdzenia czy to dobry moment, czy nie? Mieszkanie? Tak mamy, trzypokojowe. Praca? Obydwoje pracowaliśmy, użyłam czasu przeszłego, bo teraz ja jestem na zwolnieniu, ale sam fakt, finansowo stać nas. Wiek? Rewelacja, ja 25, on 32. Dojrzałość? Empatia? Skłonność do poświęceń? Jaki jest wyznacznik? Ja podjęłam decyzje całkowicie świadomie, a jak to analizuję to czasem mam te myśli że mogliśmy jeszcze chwile się wstrzymać. I wtedy dalej się zagłębiam, wstrzymać, ale po co, skoro i tak chcemy zakładać rodzinę to co nam da ten jeden  rok więcej. A potem jest ta druga strona medalu. Nie pojedziemy już na wakacje,na których będziemy tylko my. relaks i drinki z palemką, nie będziemy mogli podjąć spontanicznej decyzji że idziemy na imprezę, tańczyć całą noc i wróci na przysłowiowych czworakach. I z jednej strony to wykazuje że może ja, nie jestem całkowicie gotowa na to, na macierzyństwo, na poświęcenie, bo skoro takie błahe rzeczy mi chodzą po głowie, to może mogliśmy jeszcze poczekać, żebym doszła do etapu swojego TIK, TAK, TIK, TAK ale co by było jakby ten etap nie nadszedł? Uważam że im później tym byłoby co raz gorzej.Bo z większej ilości rzeczy trzeba by było zrezygnować. Zawsze doszłyby kolejne plusy który oponowałaby za tym żeby poczekać. I doszłabym pewnie do wieku 30, 32 lat i może włączył się instynkt, ale prawdopodobieństwo zajścia w ciąże już zaczęłaby spadać.

Mężczyźni mają łatwiej, nie rezygnują z tylu rzeczy co kobieta. My ze sobą rozmawialiśmy na ten temat i obydwoje stwierdziliśmy że to ja będę z dzieckiem dopóki nie pójdzie do przedszkola, że nie chcemy posyłać dziecka do żłobka, może gdyby sytuacja by nas zmusiła, do tego że musiałabym wrócić do pracy, to jednak opcja żłobek została by wykorzystana, aczkolwiek mamy ten komfort że na ten moment wygląda na to że będę mogła być z dzieckiem aż pójdzie do przedszkola. Mój partner w dalszym ciągu będzie rano wstawał, pił kawę, jadł śniadanie, szedł do pracy, tyle że teraz będzie dawał dwa całusy na do widzenia, a nie jednego. A ja? Ja nie będę chaotycznie biegać po mieszkaniu, szukając telefonu, w biegu zakładać szpilek i  wracać się po kluczyki do auta, bo oczywiście zapomniałam. Ja będę gotować mleko, bądź kaszkę, myć zęby z dzieckiem, jeść razem śniadanie, bawić się, chodzić na spacery. Brzmi jak idylla. Ale ja lubię swoją pracę i sprawiała mi ona przyjemność więc teraz po prostu muszę się przeprogramować na inną rolę w życiu. I czy na to jest dobry moment kiedykolwiek? Uważam że jeśli jesteś usatysfakcjonowana swoim życiem, to jak ono wygląda, to niestety nigdy nie jest dobry moment. Czasem trzeba po prostu podjąć ryzyko i postawi
ć wszystko na jedną kartę. Kto nie ryzykuję nie pije szampana. Może się okaże że rola pracownika, okaże się tak cholernie gówniana i nijaka że przy roli mamy, zblednie i okaże się: TAK, TO BYŁ DOBRY MOMENT.


P.S. Oby był :)

sobota, 3 września 2016

Kobieta - nic nie jest w stanie ją zaskoczyć.

Czas płynie nie ubłaganie. Już wrzesień, już po wakacjach. My w tym roku nie poszaleliśmy, jak podsumowałam tegoroczne lato to właściwie nawet nie byliśmy nigdzie nad wodą. W sensie nie założyłam bikini, nie było plażingu, może Bogu dzięki, w tym roku jeden morświn został w domu :) Poza tym nieszczęśnikami, którzy doświadczyli spotkania pierwszego stopnia z morświnem (czyt. ze mną)  we  Władysławowie, na nasza wspólne szczęście pogoda była tylko jeden dzień. Jej! Wakacje życia. I tu powiem Wam nasuwa się refleksja. My podjęliśmy decyzje dość spontanicznie o wyjeździe z naszą paczką no i pogoda nie była łaskawa, ale są rodziny które cały rok odkładają na wakacje. Z jakiś powodów jadą nad nasze polskie morze a nie za granicę. No i teraz loteria, rosyjska ruletka. Będzie pogoda, czy nie będzie? Jak nie będzie to co? Telefon jeden z moich kompanek (notabene matka dwójki dzieci, może przydałaby jej się fiolka z dodatkową dawką cierpliwości ale jak wiemy nie jesteśmy idealne i nie każda potrafi się przyznać ale pewnie nie raz była w sytuacji gdzie bliżej jej było do słynnej Mamy Madzi, która zaliczyła akcje śliski kocyk niż typowej Matki Polki) :

-Słuchaj zaczęłam nas pakować (nas czyli siebie, dwójkę dzieci i oczywiście męża) i czy Ty też masz tak dużo bagażów? Boże trzy dni temu wróciłam z Bułgarii i nie miałam tyle tobołów na 10 dni jak teraz mam na 3 nad nasze polskie morze. Kur** czy to ze mną jest coś nie tak?

Nie kochana, wszystko jest z Tobą w porządku. Po prostu my, jako kobiety, musimy myśleć o wszystkim, za wszystkich członków rodziny oczywiście z mężem jako wisienką na torcie na czele, jednocześnie będąc jasnowidzami. Przewidując każdy możliwy scenariusz naszego wyjazdu: pogoda - kurtka przeciwdeszczowa, klapki na plaże a no i pod prysznic,  leki! Boże leki na biegunkę, na gorączkę, kaszel,katar, maść na ukąszenia a no i woda utleniona i plaster, czajnik elektryczny, tak lepiej wezmę, może nie będzie na miejscu, jak zrobię kaszkę wieczorem?! Krem do opalania i po opalaniu, a i na poparzenie na wszelki wypadek, dla męża, lepiej wezmę, wapno, tak wapno, zawsze coś może nas uczulić a to przecież nic nie waży, nożyczki, nitkę z igłę na wszelki wypadek. Ubrania, buty, dmuchany materac, laptop, dokumenty, telefon, chyba wszystko. I pakujesz się do auta, walizkami wypchane pod sufit, ale jesteś superwoman, przygotowaną na wszystko, nic nie jest Cię w stanie zaskoczyć i nagle w drodze... "O kur** bikini".

Ja na razie myślę za nas dwoje, przyznaję się, zawsze staram się trochę kontrolować swojego partnera. Klapki spakowałeś? Bieliznę, ciuchy masz? Kurtkę? Kosmetyki? A i tak zawsze usłyszę no czemu mi nie przypomniałaś, tak w tym roku było z ładowarką. Wziąłeś wszystko? - Tak, chodź już wybieramy się sójki za morze (właściwie nie sójki i nie za morze, tylko nad morze ale właściwie wszystko mi jedno). I co?  - Kochanie, pożyczysz mi ładowarki? (Wzięłam dwie, tak też jestem przewidująca, to chyba jakaś nasza super moc, nasza w sensie kobiet) W dobie XXI wieku trzy dni bez telefonu mogłyby doprowadzić do całkowitego zaniku życia towarzyskiego, przecież musimy się odznaczyć na fejsie! To tak jak z treningami, trening bez selfie  uważa się za trening nieodbyty. Pierwsza i najważniejsza prawda każdego FIT Maniaka!

P.S. Nie mam ani jednego zdjęcia w lustrze na siłowni. FU*CK!


Zdjęcie źródło: pinterest.com




piątek, 2 września 2016

Zmiany.

Ja. On. Styczeń 2016 roku. Świadoma decyzja - staramy się o dziecko.

I tak się zaczęło. Ja - stosunkowo poukładana chyba całkiem  świadoma siebie kobieta, choć po chwili zastanowienia właściwie nie jestem pewna. Energiczna, spontaniczna, uśmiechnięta, pracowita ale jednocześnie leniwa, no cóż, co mam kłamać. To na pewno nie będzie kolejna historia z cyklu cukierkowe. Choć to dopiero początek. Ja. No i ona. Teraz my dwie. I on. On - pracowity, kochający, wyrozumiały. Ja raczej ten wulkan, wiecznie w biegu, płomyczek, promyczek, iskra iskrę iskrą pogania. On ten hamujący i nie mam na myśli prowadzenia samochód. Hamujący mnie. Ja zwolniłam, on nieco przyśpieszył i tak spotkaliśmy się myślę w pół drodze. Dogadaliśmy się, dogadujemy, kochamy i tak oto mamy ją. Jeszcze nie urodzona ale już nasza, wspólna, choć sprzeczamy się kto ma większe prawo mówić moja. Hm... więc zostańmy przy nasza.

Maj 2016.

Ja spełniona zawodowo,lubiąca swoją pracę, bardzo, naprawdę bardzo  mimo iż czasami miałam ochotę trzasnąć drzwiami, wyjść i nie wrócić, no ale tak jak pisałam nigdy nie jest cukierkowo. Moja praca, moja przestrzeń, moi klienci. Czas wolny spędzałam, tak spędzałam, niestety, teraz chwilowo włączyłam tryb pausa na siłowni. Treningi, hantle, rozpiętki, przysiady, martwy ciąg, codziennie. Każdego dnia dana partia mojego ciała była katowana co dawało niesamowite efekty. Tak, znowu czas przeszły teraz przypominam bliżej śląską kluskę z dziurką niż FIT motywacja mimo iż czas jaki spędzałam na treningach był znaczącą częścią mojego dnia to cały efekt ciężkich treningów zaczął zanikać z dniem kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. I tak oto ruszyła machina: Mrs. Mummy2be.

Teraz 21 tydzień ciąży. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, psychicznie może mniej, ciężko jest mi zaakceptować zmiany w moim ciele. Nie jestem sfiksowana do kwadratu na swoim punkcie, ale dbam o siebie, o swoje ciało, o to jak wyglądam. No i teraz przyszedł taki czas kiedy nie mam zbyt dużego pola do popisu. Brzuszek? Urósł niewielki jak na ten etap ciąży, mały,fajny, ale i tak już uniemożliwiający mi dopięcie się w ulubione skórzane leginsy, czy spódnice ołówkową. Cellulit.... O mój Boże, zawsze śmiałam się do swoich dziewczyn że cellulit opanował całą powierzchnie  mojego ciała, oszczędził tylko twarz, na ten moment, myślę że nawet doszukałabym się go na twarzy. Ale przyjmuje to wszystko z pokorą, mimo iż sądziłam że ciąża to jak filmie brzuch rośnie cała reszta zostaje taka sama, to, no cóż, no nie :)

Najważniejsze że jestem zdrowa, że nasza mała jest zdrowa, rośnie, kopie, czasem się zastanawiam czy nie noszę w sobie następczyni Joanny Jędrzejczyk. Chyba że USG się myli i chowa się tam mały Lewandowski. Co by nie było. Jestem szczęśliwa, niekiedy wkurwio**,  ale szczęśliwa. Od momentu kiedy jestem w domu (mam na myśli zwolnienie). Poczekajmy... Policzmy całe 6 dni! I to nie że ja jestem leniwa, moja szefowa mnie wygoniła. Aczkolwiek analizując poziom mojej irytacji w pracy -sięgał niekiedy zenitu, w pracy bo to zupełnie  inna para kaloszy niż w życiu prywatnym z reguły byłam cierpliwa i spokojna. O.... W ciąży zmieniło się wszystko. Praca z ludźmi, branża finansowa, sama w sobie jest ciężka, ciąża nie pomagała bynajmniej mi. Enty raz w pracy, jak słyszałam, "Co?" no samo na usta cisnęło mi się "GÓWNO!" ale nie doszło do tego dnia coby ta wizja się urzeczywistniła. Może szefowa wiedziała co robi wyganiając mnie na zwolnienie.

I tak  mamy 6 dni zwolnienia, 21 tydzień ciąży, 2 września, 1 post. Rodzina 2+1 i pies :)